Kolejny muzyczny rok za nami, więc najwyższy czas na już kolejne, wielkie podsumowanie wszystkich przesłuchanych przede mnie płyt a o tym, co było, najlepsze, bardzo dobre, dobre, dość dobre, średnie czy poniżej średniej dowiecie się już za chwilę. Ostatnimi czasy z roku na rok przybywała ilość opisywanych przeze mnie płyt ale 2020 był dość specyficzny: z powodu pandemii prace nad albumami się opóźniały i ogólnie jakoś mniej ich wychodziło choć z drugiej strony niektórym tak brakowało pieniędzy z powodu odwoływania tras koncertowych, że upierali się aby skończyć na siłę i wydawać w efekcie czego ogólny poziom muzyczny był zauważalnie niższy. Wprawdzie trafiły się dwie dziesiątki, jednak dziewiątek i ósemek w tym rankingu jest zdecydowanie mniej niż zwykle, dominowały za to po prostu dobre płyty, które wprawdzie nie wywoływały zachwytów, ale przyjemnie się ich słuchało, sporo było dość dobrych jak i pewna ilość rozczarowań. Niektórych nowych czytelników moich podsumowań mogą zaskakiwać ogólnie dość wysokie oceny i praktycznie brak bardzo niskich, ale spowodowane jest to wcześniejszą ostrą selekcją zespołów do zapoznania i jak coś od razu sprawia wrażenie średniaka to w ogóle nie tracę na to czasu, grupa musi mieć to coś, co przyciągnie moją uwagę i ostatecznie wychodzi na to, iż słucham głównie najlepszych o stałej formie gdzie rozczarowanie sprowadza się zwykle do dania szóstki czy piątki, co znaczy, że i tak dany krążek nadal jest lepszy od tych, jakie wydają odrzucone na starcie kapele. Mała informacja wyjaśniająca punkt "pozycja w dyskografii": jako, że zespoły wydają różne rzeczy, które można podzielić na longplaye, EPki, demówki, splity, płyty świąteczne, takie z coverami czy the best of co może wprowadzać zamieszanie, postanowiłem brać tu pod uwagę praktycznie wyłącznie oficjalne płyty długogrające a jeżeli akurat ktoś wypuścił mini album to napisałem o tym odpowiednią informację. Jeżeli chodzi o "ciężar" w zaletach to oczywiście wiadomo, że ciężar ciężarowi nierówny więc dodatkowo należy zwrócić uwagę na gatunek bo ciężki deathcore czy death metal zawsze będzie cięższy niż ciężki metalcore czy melodic death metal chociaż we wszystkich będzie on jedną z zalet. Po małym wstępie zapraszam już wszystkich do przeczytania mojego rankingu płyt sprawdzonych w 2020 roku a wcześniej dla przypomnienia opis mojej skali ocen:
1. Kompletna tragedia, nie uznaję oceny 0 i niższych, więc ukrywają się one pod jedynką, czyli, że to, co ją otrzyma oznaczać może zarówno kompletny syf, który można by określić np. jako -50/10 jak i prawdziwe 1, w każdym razie lepiej się trzymać od tego z daleka. Generalnie w rankingach nie występuje bo zwyczajnie nie słucham czegoś takiego.
2. Tragedia ale ma jakieś minimalne zalety. Co do występowania podobnie jak wyżej.
3. Da się posłuchać ale raczej szkoda na to czasu gdyż to nieprzyjemne dla ucha. Jako, że płyty oceniam po kilkukrotnym odsłuchaniu a coś co można by tak ocenić nie jest miłe dla ucha to również zwykle omijam takie krążki więc i w rankingach zwykle się ich u mnie nie spotyka.
4. Album poniżej średniej, można posłuchać, ma jakieś swoje niewielkie zalety, ale jednak wad jest więcej.
5. Typowy średniak, nie rani uszu, ale też raczej nie wywołuje pozytywnych odczuć, czyli dosyć bezpłciowe granie gdzie wad i zalet jest po równo.
6. Całkiem dobry, odczucia przy odsłuchiwaniu jak najbardziej pozytywne jednak mogłoby być lepiej.
7. Dobra płyta, ta ocena jest u mnie najczęściej spotykana. Generalnie wszystko jest w porządku i słucha się tego przyjemnie, zespół zrobił swoje jednak aby otrzymać osiem potrzeba czegoś więcej.
8. Bardzo dobra i na pewno warta polecenia, coś co wyróżnia się z tłumu poziomem. Od tej oceny zaczynają się najlepsze albumy, które na dłużej pozostają w pamięci.
9. Płyta wyjątkowa, czymś zachwycająca np. pięknem, klimatem, ciężarem czy techniką, podczas słuchania nie wyłapuje się wad i ma się ochotę do niej często wracać.
10. Genialna, ma wszystko to co poprzednia ocena ale i coś więcej, album do którego, zawsze chętnie się wraca, ma się ochotę śledzić teksty podczas słuchania, taki który od razu przychodzi na myśl gdy słyszy się pytanie w stylu "wymień swoje ulubione płyty".
Gatunek: Symphonic Metal
Długość: 0:49:57
Data wydania: 27.11.2020r
Kraj: Szwecja
Język tekstów: angielski
Skład: Główny wokal: Madeleine "Eleine" Liljestam ; Gitara prowadząca i rytmiczna oraz wokal (growle i czyste): Rikard Ekberg ; Gitara basowa: Anton Helgesson ; Perkusja: Jesper Sunnhagen
Wytwórnia: Black Lodge Records
Pozycja w dyskografii: 3
Najlepsze utwory: Dancing in Hell ; As I Breathe ; Die from Within
Zalety: epickość ; metalowe podejście do metalu symfonicznego ; urozmaicenie w postaci męskich growli
Wady:
Dodatkowy komentarz: Generalnie można wyróżnić dwa podejścia do metalu symfonicznego: pierwszy bardzo mocno zalatuje popem a prosto grające gitary tworzą raczej tło, skryte gdzieś pod warstwą melodyjności i tutaj za przykłady można podać Within Temptation czy Delain za to drugi jest faktycznie metalowy z wyrazistymi riffami, solówkami a czasami kobiecemu czystemu wokalowi towarzyszą męskie growle i tu przykładowymi zespołami są Xandria, Sirenia, Tristania, After Forever czy Epica jak i również właśnie opisywane Eleine. Podstawą jest piękny wokal obdarzonej dużymi walorami głosowymi (i nie tylko) Madeleine "Eleine" Liljestam, która wprawdzie sama nie śpiewa operowo co w tym gatunku jest dość częste jednak jest to nadrabiane obecnością chóru. Dodatkowym wokalem są właśnie pojawiające się od czasu do czasu męskie growle oraz niekiedy czyste. Instrumentalnie wyraźnie jest słyszalna szwedzka szkoła metalowa z wyrazistymi szybkimi i dość rozbudowanymi riffami, które są dobrze słyszalne pomimo symfonicznych elementów. Ciekawostka: oni nie tylko mają metalowe podejście do gatunku to jeszcze z płyty na płytę zaczynają grać ciężej zwiększając ilość growli i skomplikowanie riffów.
Gatunek: Melodic Death Metal
Długość: 0:28:12
Data wydania: 25.09.2020r
Kraj: Finlandia
Język tekstów: angielski
Skład: Wokal, gitara prowadząca, rytmiczna, basowa i perkusja: Jani Stefanović
Wytwórnia: Melodic Passion Records
Pozycja w dyskografii: 1
Najlepsze utwory: Dominium Aeternum ; Ancient of Days ; The Encasing of Ashes
Zalety: ciężar ; moc ; szybkość ; klimat Älvestamowych kapel
Wady:
Dodatkowy komentarz: Projekt, który w tym roku założył fiński muzyk Jani Stefanović i jak to często bywa z projektami sam zajmuje się tu wszystkimi instrumentami i wokalami. Znany jest z takich kapel jak Solution .45, Miseration, The Few Against Many, Essence of Sorrow, The Weakening oraz również założonego w tym roku The Waymaker. Fani wokalu Christiana Älvestama od razu rozpoznają charakterystyczny styl gry gdyż Jani pełni funkcję gitarzysty w trzech jego zespołach (pierwsze trzy, które wymieniłem przed chwilą), a do tego od razu słychać, że w swoich wokalach wzorował się na nim a więc na płycie można usłyszeć średniej mocy i niskie growle oraz od czasu do czasu czyste wokale. Generalnie muzykę zawartą na Where the Light Will Thread można opisać jako brzmienie Solution .45 wzmocnione przez Miseration czyli melodic death metal z dość mocnymi wpływami death metalu. Początkowo miałem ich ominąć z obawy przed powtórką sytuacji ze Scar Symmetry gdzie po odejściu Älvestama i przyjęciu na jego miejsce dwóch innych wokalistów, niby grali podobnie ale jednak to już zdecydowanie nie było to co wcześniej a podobieństwo do wcześniejszych płyt tylko wzmacniało poczucie braku głosu Christiana. W przypadku Zhakiah nie ma takiego odczucia, znaczy pewnie z Älvestamem brzmiałoby to jeszcze lepiej ale i tak spokojnie można stwierdzić iż Jani Stefanović bardzo dobrze sam sobie tu radzi a płyta jest zdecydowanie warta polecenia. Ciekawostka: Debiutanckie płyty Zhakiah i The Waymaker zostały wydane dokładnie tego samego dnia czyli 25 września.
Długość: 1:02:17
Data wydania: 30.10.2020r
Kraj: Szwecja
Język tekstów: angielski
Skład: Wokal (growl): Anders Jacobsson ; Wokal (czysty): Heike Langhans ; Gitara prowadząca i tylne wokale: Johan Ericson ; Gitara rytmiczna: Daniel Arvidsson ; Gitara basowa: Fredrik Johansson ; Bębny, Perkusja: Jerry Torstensson
Wytwórnia: Napalm Records
Pozycja w dyskografii: 7
Najlepsze utwory: The Sacrificial Flame ; Moon over Sabaoth ; Ascend into Darkness
Zalety: klimat ; ciężar ; piękne wokale Heike
Wady: chwilami robi się za wolno co wywołuje senną atmosferę ; miejscami się dłuży
Dodatkowy komentarz: Pierwsze dwie płyty nie były jakieś specjalne, na trzeciej nastąpiła znaczna poprawa, za to ostatnie trzy to już zdecydowane najlepsze płyty w gatunku, zasługujące na maksymalne oceny więc można się łatwo domyślić, że co do nówki miałem wysokie oczekiwania, prawie równie wysokie jak w przypadku nowego The Ocean. Przez lata w zasadzie trzymali się swojego stylu polegającego na łączeniu męskich growli z kobiecymi czystymi wokalami osadzonych w doom metalowej otoczce. W zasadzie trzymali się go nawet gdy przy okazji poprzedniej płyty odeszła będąca z nimi od czasu debiutu ich wokalistka Lisa Johansson, którą zastąpiła Heike Langhans, przy czym ilość czystych wokali uległa zwiększeniu. Pięć lat nic nowego nie wydawali a teraz powrócili z nową płytą... i zmodyfikowanym stylem brzmiącym tak jakby na typowe brzmienie zespołu wpłynęła twórczość innych projektów Heike i gitarzysty Johana Ericsona. Poprzednio Heike wpasowała się wokalnie w styl grupy, teraz jednak przemyciła tu sporo ze swoich etherealowych projektów czyli ISON i :LOR3L3I: a więc zazwyczaj gdy pojawia się jej wokal (a pojawia się nieco częściej niż na Sovran) śpiewa łagodnie i naprawdę wolno a gdy to robi instrumenty schodzą bardziej na dalszy plan aby lepiej wyeksponować jej głos, pojawiają się też nieraz dodatkowo instrumenty smyczkowe, przez co muzyka bardziej kojarzy się z atmospheric doom metalem. Z kolei w przypadku Johana, z jego funeral doom metalowego projektu została zapożyczona zmniejszona prędkość warstwy instrumentalnej czego efekt jest taki, że płyta całościowo jest naprawdę wolna, nawet przy growlach. A skoro już przy nich jestem to ogólnie jest ich mniej niż ostatnio jednak są nieco mocniejsze i mają tendencję do gromadzenia się w większej ilości w jednym miejscu przez co nieraz w utworach po łagodniejszym wstępie następuje fragment kojarzący się bardziej z death/doomem. Podsumowanie: Under a Godless Veil nieco odbiega stylem od wcześniejszych pozycji w dyskografii i tak jak wcześniej był to po prostu doom metal to teraz otrzymaliśmy album o prędkości funeral doom metalu jednak bez charakterystycznej dla niego przytłaczającej atmosfery, z partiami kobiecego wokalu przy których następuje przejście w atmospheric doom metal oraz z męskimi growlami rodem z death/doomu. Niby jest tu dużo różnych elementów jednak z powodu niskiej prędkości i sporej długości krążka trwającego trochę ponad godzinę słuchając ich miałem odczucie, że trochę mało się tu dzieje, całość niestety chwilami się dłuży a klimatyczność nieraz przechodzi w senność. The Ocean nie zawiodło i otrzymało ode mnie kolejną maksymalną notę ale w przypadku Draconian nie jest tak dobrze i wprawdzie to nadal bardzo dobry album jednak ze względu na wspomniane cechy nie mogę na razie dać wyższej oceny. Ciekawostka: nówka została wydana 30 października czyli równo, co do dnia pięć lat od swojej poprzedniczki Sovran.
Gatunek: Progressive Metalcore
Długość: 0:38:52
Data wydania: 05.06.2020r
Kraj: USA
Język tekstów: angielski
Skład: Wokal: Brian Wille ; Gitara prowadząca: Chris Wiseman, Ryan Castaldi ; Gitara basowa: Dee Cronkite ; Perkusja: Jeff Brown
Wytwórnia: SharpTone Records
Pozycja w dyskografii: 3
Najlepsze utwory: Let Me Leave ; How I Fall Apart ; Better Days
Zalety: ciężar ; szybkość ; energia ; chwytliwość ; druga połowa płyty składa się z samych killerów
Wady:
Dodatkowy komentarz: Co tu dużo pisać: brzmią typowo gatunkowo i każdy kto przesłuchał coś z gatunku nie będzie tu niczym zaskoczony jednak w tym przypadku typowość nie przeszkadza płycie w byciu bardzo dobrą a więc to bardziej cecha niż wada w związku z czym nie wpisałem tego jako wady. Początkowo grali nieco ciężej: zdarzały się growle, lekko skrzeczane screamy, a zamiast typowych czystych więcej gadania, do tego riffy chwilami minimalnie zalatywały Meshuggah, na drugiej płycie już były typowe czyste wokale. Największą wadą poprzedniczki było wrzucenie na nią za dużej ilości utworów jak i jej zbyt duża długość (50 minut) przez co pomimo iż były one same w sobie dobre to jako całość krążek się dłużył. Najwyraźniej zrozumieli swój błąd gdyż tym razem dali standardowe 11 utworów przy długości prawie 39 minut co było dobrym posunięciem. The Way It Ends jest bardzo chwytliwy, dzięki największej ilości cleanów w dyskografii a przy tym w żadnym razie nieprzesłodzony a do tego energetyczny dzięki czemu bardzo dobrze się go słucha.
Gatunek: Power Metal
Długość: 0:35:25
Data wydania: 25.09.2020r
Kraj: Finlandia
Język tekstów: angielski
Skład: Wokal: Christian Rivel, Katja Stefanović ; Gitara prowadząca i basowa, keyboard i tylne wokale: Jani Stefanović ; Perkusja: Alfred Fridhagen
Wytwórnia: Melodic Passion Records
Pozycja w dyskografii: 1
Najlepsze utwory: The Waymaker ; Soldiers Under Command ; The Name Above All Names
Zalety: szybkość ; energia ; chwytliwość ; skomplikowana i bardzo profesjonalna praca gitar
Wady:
Dodatkowy komentarz: Zespół, który w tym roku założył fiński muzyk Jani Stefanović, znany z takich kapel jak Solution .45, Miseration, The Few Against Many, Essence of Sorrow, The Weakening oraz również założonego w tym roku projektu Zhakiah. The Waymaker generalnie tworzą power metal co od razu można poznać po charakterystycznych wokalach jednak po dodaniu do nich warstwy instrumentalnej prawie w całości tworzonej (oprócz perkusji) przez Janiego jakoś tak dość mocno kojarzą mi się z melodic death metalowym Scar Symmetry z którego ktoś zabrał growle a dodał więcej keyboarda, melodyjnego grania oraz kobiecych cleanów za które to zresztą odpowiada Katja Stefanović czyli żona założyciela kapeli. Instrumentalnie wypadają bardzo dobrze, za to wokalnie początkowo nie mogłem się przekonać jednak z każdym odsłuchaniem coraz bardziej wpadali mi w ucho i teraz śmiało mogę stwierdzić, że brzmią całościowo bardzo dobrze. Ciekawostka: Debiutanckie płyty Zhakiah i The Waymaker zostały wydane dokładnie tego samego dnia czyli 25 września. Na płycie znalazła się power metalowa wersja utworu The Rain of Your Love pochodzącego z wydanego w 2016 roku solowego albumu Katji zatytułowanego Alive.
Gatunek: Death Metal
Długość: 0:44:29
Data wydania: 27.03.2020r
Kraj: Niemcy
Język tekstów: angielski
Skład: Wokal: Karsten "Jagger" Jäger ; Gitara prowadząca i rytmiczna: Marius Pack, David "Dave" Renner ; Gitara basowa: Jochen "Joe" Trunk ; Perkusja: Fabian "Fab" Regmann
Wytwórnia: Listenable Records
Pozycja w dyskografii: 10 (11 gdyby wliczać w to Heal! mające jednak cechy kompilacji)
Najlepsze utwory: Colder Than Ice ; Insane
Zalety: ciężar ; dosyć unikatowe brzmienie
Wady: przy pierwszych odsłuchaniach może wydawać się dość monotonne ; dawniej wyraźne wpływy sludge i doom metalu zostały ograniczone do minimum
Dodatkowy komentarz: Ci giganci niemieckiego death metalu mają bardzo ciekawe podejście do gatunku gdyż łączą go ze sludge i miejscami doom metalem co sprawia, że ich brzmienie jest dosyć unikatowe. Z tłumu wyróżnia ich również stosowanie czystych wokali choć oczywiście nigdy nie było ich zbyt dużo i raczej stanowiły po prostu ciekawe urozmaicenie. Przez lata generalnie trzymali się swojego stylu choć wiadomo, że procentowa zawartość poszczególnych gatunków zmieniała się nieco z płyty na płytę i podobnie bywało z jakością muzyki. Regularnie wypuszczali płyty pomiędzy 1997 a 2009 rokiem, następnie w 2010 wydali Heal!, które niby ma status pełnoprawnego krążka jednak w rzeczywistości zawiera tylko cztery nowe utwory (albo po prostu pochodzące z poprzedniej sesji nagraniowej, które nie trafiły na Protected Hell), trzy covery oraz odnowioną wersję utworu Shine pochodzącą pierwotnie z płyty o tej samej nazwie więc Heal! raczej należy traktować jako kompilację. W 2017 powrócili z nową, (zresztą bardzo dobrą) płytą The Symbol of Death a teraz wydali kolejną czyli The Ground Collapses. Pierwsze co zwraca na siebie uwagę to większa koncentracja na death metalu a więc utwory zawierają mniej zwolnień i rozwlekania jakie wcześniej się częściej zdarzały, nie ma też tu czystego wokalu (jedynie krótkie, gadane momenty od czasu do czasu), za to pełno tu mocnego, konkretnego, szybkiego grania złagadzanego jedynie przez przebijające się co jakiś czas na pierwszy plan "miękkie" riffy kojarzące się mocno z melodic death metalem. Początkowo nie mogłem się w to dobrze wgryźć ze względu na przyzwyczajenie się do większej różnorodności w ich twórczości jednak szybko zacząłem doceniać nówkę, gdyż po osłuchaniu się utwory okazują się być na swój sposób chwytliwe a przy tym uporządkowane (w odróżnieniu od częstej w death metalu chaotyczności) i jednak nadal dość różne od siebie. Pomimo postawienia na bardziej czysty death metal, cały czas słychać w tym ten charakterystyczny styl Disbelief do którego muzycy zdążyli przyzwyczaić słuchaczy.
Gatunek: Nu Metal
Długość: 0:53:04
Data wydania: 02.10.2020r
Kraj: USA
Język tekstów: angielski
Skład: Wokal: Justin Bonitz ; Gitara: Derrick Schnieder ; Gitara basowa: Andrew Cooper ; Perkusja: Max Portnoy
Wytwórnia: Earache Records
Pozycja w dyskografii: 1
Najlepsze utwory: Overconfidence ; The Silo ; We the Sad
Zalety: ciężar ; szybkość ; bardzo duża różnorodność ze względu na inspirowanie się wieloma zespołami z gatunku
Wady: Coś co wynika z ostatniej zalety: Początkowo ich muzyka może się wydawać bardzo chaotyczna i potrzeba kilku odsłuchań by się w nią wgryźć
Dodatkowy komentarz: Nu metal powstał w 1994 roku i przez parę najbliższych lat zaczęło powstawać więcej zespołów go wykonujących potem jednak, jakoś około 2005 zaczął podupadać: dawniej najlepsze kapele przechodziły do fazy odcinania kuponów lub modyfikowały swój styl a z kolei nowe brzmiały zwykle okropnie wtórnie i nijako. Ostatnimi czasy jednak więcej grup muzycznych ponownie się zainteresowało gatunkiem a efekty ich twórczości prezentują się już lepiej niż wcześniejsza faza naśladowców. Jedną z takich grup jest opisywany właśnie przeze mnie amerykański Tallah, którzy w tym roku wydali swój debiutancki krążek. Muzycznie niby nic nowego: ich muzyka stanowi połączenie ciężkości dawnego Slipknot czy American Head Charge, czystych wokali rodem z Korn, lekkich emocjonalnych screamów jak w dawnym Linkin Park, szybszych screamów zapożyczonych z Ill Nino, rapowanych i skandowanych wstawek jak u King 810, miejscami elektronicznego tła jak na debiucie Mudvayne oraz zaczerpniętych z deathcore breakdownów i niskich growli. Pomimo łączenia tego co już było czyli takiej zabawy w doktora Frankensteina tworzącego potwora z części ciał i organów pochodzących od kogoś innego efekt końcowy okazuje się być zaskakująco dobry i świeży. Jedna uwaga: Matriphagy koniecznie trzeba posłuchać kilka razy aby się w to wgryźć gdyż muzyka powstała z inspirowania się tyloma kapelami początkowo wydaje się bardzo chaotyczna i dłużąca się przez co bardzo łatwo jest się do niej zrazić. Prawdę pisząc gdy zabrałem się za ten tekst i ocenianie zakładałem dać im szóstkę jednak w czasie dokładnego wsłuchiwania się odkryłem wreszcie w tym sens, porządek jak i wszystkie zalety.
24. Chrome Waves "Where We Live" (7/10)
Gatunek: Atmospheric Black Metal / Post-Metal
Długość: 0:44:13
Data wydania: 25.09.2020r
Kraj: USA
Język tekstów: angielski
Skład: Wokal, gitara prowadząca i rytmiczna: James Benson ; Gitara prowadząca, rytmiczna i basowa, keyboard oraz tylne wokale: Jeff Wilson ; Perkusja: Dustin Boltjes
Pozycja w dyskografii: 2
Najlepsze utwory: Hallow Dreams ; Where You Live
Zalety: ciężar ; klimat ; ciekawe wpasowanie instrumentów smyczkowych
Wady: w miejscach gdzie post-metalu jest za dużo muzyka robi się trochę przymulasta ; brzmienie chociaż dobre, jest dość typowo gatunkowe
Gatunek: Melodic Death Metal
Długość: 0:47:39
Data wydania: 09.10.2020r
Kraj: Szwecja
Język tekstów: angielski
Skład: Wokal (scream): Richarda Sjunnessona ; Gitara prowadząca i wokal (czysty): Jonathan Thorpenberg ; Gitara rytmiczna i Keyboard: Roger Sjunnesson ; Gitara basowa: Henric Liljesand ; Perkusja: Richard Schill
Wytwórnia: Napalm Records
Pozycja w dyskografii: 5
Najlepsze utwory: Childhood's End ; Never Yield
Zalety: ciężar ; szybkość ; energia ; chwytliwość
Wady: schematyczność ; dość typowe brzmienie
Dodatkowy komentarz: The Unguided zostało założone przez trzech byłych muzyków Sonic Syndicate: wokalistę od screamów Richarda Sjunnessona, gitarzystę pełniącego też funkcję keyboardzisty Rogera Sjunnessona (to nie jest tylko zbieżność nazwisk gdyż samo Sonic Syndicate założone było przez troje kuzynów jednak trzeci z nich Robin pozostał w macierzystym bandzie) oraz wokalistę od czystych Rolanda Johanssona. Muzycy generalnie pełnili tu te same funkcje co wcześniej tyle, że Roland zajął się dodatkowo gitarą prowadzącą a Roger przerzucił się na rytmiczną po czym do składu dołączyli basista Henric Liljesand oraz kolejny były muzyk Sonic Syndicate: perkusista John Bengtsson, który jednak jeszcze przed drugim krążkiem odszedł i jego miejsce zajął Richard Schill. Można się w tej chwili łatwo domyślić, że taka ilość muzyków pochodzących z jednej kapeli musiała mieć wpływ na brzmienie i faktycznie ciężko nie kojarzyć tego co tworzą ze stylem wspomnianej już kilka razy macierzystej grupy przy czym najbardziej przypominają środkowe ich płyty czyli jeszcze zanim ci zaczęli bardzo łagodnieć. Czyli krótko mówiąc można przyjąć, że The Unguided z założenia miało być odnowioną wersją Sonic Syndicate, taką gdzie nie ma nachalniejszych wpływów popu, do tego słychać tutaj, szczególnie na pierwszych trzech płytach pewne drobne ale zauważalne wpływy heavy metalu i dochodzą do tego jeszcze dość rozbudowane solówki gitarowe. W 2016 roku Roland Johansson opuścił zespół a jego miejsce zajął Jonathan Thorpenberg jednak nie miało to zbytniego wpływu na brzmienie tyle, że tych elementów heavy metalowych i solówek jest już mniej. Od lat trzymają poziom i styl więc nie ma specjalnego sensu koncentrować się na osobnym opisywaniu nówki, warto jednak wspomnieć, że to jedna z tych kapel, które może i nie brzmią specjalnie oryginalnie a ich utwory są dość schematyczne jednak przy tym cechuje ich duża chwytliwość i energia dzięki czemu zawsze przyjemnie mi się do nich wraca a nowe krążki nie rozczarowywują.
Gatunek: Progressive Metal / Progressive Rock
Długość: 0:24:33
Data wydania: 11.09.2020r
Kraj: Norwegia
Język tekstów: angielski
Skład: Wokal, Gitara prowadząca, rytmiczna i basowa, keyboard: Ihsahn
Wytwórnia: Candlelight Records
Płyt w dyskografii: 7, obecnie wydał swoją drugą EPkę
Najlepsze utwory: Stridig; Nord
Zalety: klimat ; dosyć rozbudowane utwory
Wady: typowo Epkowa długość powodująca odczucie, że jest ona za krótka.
Dodatkowy komentarz: Jest to solowy, progressive black metalowy projekt Vegard Sverre Tveitana muzyka tworzącego jako Ihsahn, znanego z norweskiego black metalowego zespołu Emperor, który wydał siedem albumów a w tym roku postanowił wypuścić dwie różne od siebie EPki zawierające po trzy nowe utwory oraz dwa covery, Pharos jest drugą z nich. Zawartość nówki nie tylko różni się od pierwszej EPki ale w ogóle odstaje od reszty dyskografii gdyż zawiera wyjątkowo lekkie utwory, na pograniczu progresywnego metalu i rocka (z wyraźną przewagą tego drugiego) w których nie ma śladu po black metalu. Covery na Telemark różniły się od pozostałych i zwyczajnie nie brzmiały dobrze, tutaj jest odwrotnie i idealnie pasują do pozostałych tak, że nie wiedząc, że nimi są nie dałoby się tego poznać, poza tym prezentują one dobry poziom dzięki czemu nowa EPka jest bardziej spójna. Scoverowane zostały: Roads oryginalnie wykonywane przez Portishead oraz Manhattan Skyline autorstwa A-ha, tutaj gościnnie pojawił się wokalista Leprous a jednocześnie brat żony Ihsahna, Einar Solberg.
Gatunek: Melodic Death Metal
Długość: 0:43:07
Data wydania: 18.12.2020r
Kraj: Kanada
Język tekstów: angielski
Skład: Wokal: Bjoern "Speed" Strid (utwory 1, 4, 8), Jon Howard (utwory 2, 5, 9), Chris Clancy (utwory 3, 6, 10) ; Gitara prowadząca: Angel Vivaldi ; Gitara rytmiczna i programowanie: Frederic Riverin
Muzycy sesyjni: Wokal: Marie-Pier Gamache (utwór 9) ; Tylny wokal: Pleiona Clark (utwory 3, 7) ; Gitara prowadząca: Matt Perrin (utwory 4, 5, 7, 8, 10), Jake Kiley (utwór 2), Terrence McAuley (utwór 6), Dan Bage (utwory 1, 3) ; Perkusja: Bill Fore (utwory 3, 10) ; Keyboard: Nate Rendon (utwory 4, 7)
Wytwórnia:
Pozycja w dyskografii: 3
Najlepsze utwory: Requiem ; Resilience
Zalety: ciężar ; szybkość ; różnorodność
Wady: dosyć typowe brzmienie
Dodatkowy komentarz: Dość specyficzny zespół gdyż podczas nagrywania albumów zawsze do udziału zapraszana jest spora ilość różnych muzyków. Za czasów debiutu jedynym oficjalnym członkiem grupy był Frederic Riverin, potem już oficjalnie zostało do niego dopisanych czworo muzyków, którzy udzielali się w nim od samego początku a są nimi gitarzysta Angel Vivaldi (40 Below Summer, Vext, twórczość solowa) oraz wokaliści: Bjoern "Speed" Strid (Terror 2000, Soilwork, Disarmonia Mundi, Coldseed, Blinded in Bliss, The Night Flight Orchestra, Forces United, Nemesis Alpha, Omethi), Jon Howard (Threat Signal, SlavEATgod, Arkaea, I Monolith) oraz Chris Clancy (Mutiny Within). Wszyscy wokaliści są prawdziwymi weteranami sceny (zwłaszcza Bjoern) posiadającymi rozpoznawalny głos oraz styl śpiewania i co ciekawe pomimo występowania w jednej kapeli nigdy nie pojawiają się w tych samych utworach. Na nówce każdy z nich udziela się w trzech trackach a ze względu na swoją charakterystyczność brzmią one jak coś pochodzącego z dyskografii kolejno Soilwork, Threath Signal i Mutiny Within przy czym czystych wokali jest nieco więcej niż w wymienionych zespołach. Ta cecha oraz fakt pojawiania się gościnnych muzyków w tym wokalistów sprawiają, że I Legion teraz jak i wcześniej jest bardzo zróżnicowane. W kwestii poziomu muzyki to debiut i drugi krążek otrzymały ode mnie po ósemce, Overcome the Tides wypada nieco gorzej gdyż zabrakło trochę tej chwytliwości ale generalnie można stwierdzić, że od początku kapela trzyma mniej więcej równy poziom i nie schodzą poniżej siódemki.
32. Killer Be Killed "Reluctant Hero" (7/10)
Gatunek: Groove Metal
Długość: 0:47:42
Data wydania: 20.11.2020r
Kraj: USA
Język tekstów: angielski
Skład: Wokal i gitara prowadząca: Greg Puciato, Max Cavalera ; Wokal i gitara basowa: Troy Sanders ; Perkusja: Ben Koller
Wytwórnia: Nuclear Blast
Pozycja w dyskografii: 2
Najlepsze utwory: Deconstructing Self-Destruction ; Dream Gone Bad
Zalety: ciężar ; szybkość ; różnorodność w obrębie utworu…
Wady: ...jednak jako, że w większości utworów powtarzają się te same elementy to jako całość trochę się zlewają ze sobą ; płyta lekko się dłuży
Dodatkowy komentarz: Killer Be Killed to amerykańska supergrupa, wykonująca groove metal, założona w 2011 roku przez wokalistów i gitarzystów Grega Puciato (Dillinger Escape Plan, Spylacopa) i Maxa Cavalerę (ex-Sepultura, Soulfly, Cavalera Conspiracy) a rok później w charakterze basisty dołączył do nich na krótko Nate Newton (Doomriders, Old Man Gloom, ex-The Ocean) po czym zastąpił go Troy Sanders (Mastodon, Social Infestation) a po dołączeniu do składu perkusisty Dave'a Elitcha (Antemasque, ex-Daugthers of Mara), w 2014 roku wydali swój debiutancki, bardzo dobry album zatytułowany po prostu Killer Be Killed. W 2015 roku perkusistę zastąpił Ben Koller (All Pigs Must Die, Acid Tiger, Converge, Mutoid Man, United Nations) oraz dołączyli kolejnego gitarzystę Juana Montoya'ę (Moon Destroys, MonstrO, Stallone, ex-Cavity A.D) lecz ten odszedł na krótko przez rozpoczęciem prac nad nową płytą. Pomimo upłynięcia 6 lat, muzyka na Reluctant Hero nie odbiega zbytnio poziomem i stylem od debiutu z tą różnicą, że jednak jest trochę gorsza, lżejsza, wolniejsza i mniej energetyczna, za to bardziej melodyjna i z większą ilością czystych wokali. Jako, że mają aż trzech wokalistów to największą zaletą jest różnorodność, do tego pomimo iż tworzą groove metal to cała trójka jest tak charakterystyczna, że nie da się nie usłyszeć wpływów stylów ich macierzystych bandów na brzmienie. Jeśli chodzi o wady to jest jedna: osobno utwory dobrze brzmią ale jednak jako całość płyta nieco się dłuży a utwory zlewają się ze sobą więc tym razem nie mogłem dać ósemki. Ciekawostka: od sześciu lat Max Cavalera zdradza oznaki muzycznego wypalenia a to co wydaje z Soulfly i Cavalera Conspiracy jest raczej mało ciekawe jednak jak widać gdy współpracuje z innymi wokalistami, udaje mu się uczestniczyć w powstawaniu dobrych płyt i tak nówka Killer Be Killed jest najlepszą z jego udziałem od czasów... debiutu Killer Be Killed.
Gatunek: Atmospheric Doom Metal / Ethereal
Długość: 0:41:43
Data wydania: 20.11.2020r
Kraj: Szwecja
Język tekstów: angielski
Skład: Wokal i keyboard: Heike Langhans ; Gitara prowadząca, perkusja i keyboard: Mike Lamb ; Gitara basowa: Scotty Lodge
Wytwórnia: Avantgarde Music
Pozycja w dyskografii: 1
Najlepsze utwory: The Oldest House ; Ghost Bird
Zalety: klimat
Wady:
Dodatkowy komentarz: Light Field Reverie to nowy projekt urodzonej w RPA, szwedzkiej wokalistki Heike Langhans, znanej z ISON, :LOR3L3I: oraz Draconian. Projekt współtworzy również dwóch muzyków z nowozelandzkiego zespołu Sojourner: gitarzysta Mike Lamb (tutaj dodatkowo pełni funkcję perkusisty i klawiszowca) oraz basista Scotty Lodge. Muzyka jaką wykonują brzmi jak połączenie nowej płyty Draconian z ISON czyli jest to lekki, wolny i klimatyczny atmospheric doom metal w którym nieraz na pierwszy plan przebija się ethereal czyli płyta dosyć podobna do tegorocznej od Lethian Dreams. Pomimo ogólnej łagodności w utworze Ghost Bird przez chwilę pojawiają się growle. Ciekawostka: wszyscy muzycy są ostatnimi czasy mocno zapracowani gdyż Heike rok temu wydawała płytę z ISON, w tym z Draconian a poza tym nagrała kilka nowych kawałków projektu :LOR3L3I: (choć nic nie było o nim słychać od 10 lat), za to pozostali muzycy nagrywali nowy album Sojourner, który to zresztą znajduje się ścisłej czołówce mojego tegorocznego rankingu.
Gatunek: Progressive Black Metal
Długość: :0:47:59
Data wydania: 02.10.2020r
Kraj: USA
Język tekstów: angielski
Skład: Wokal, gitara prowadząca i rytmiczna: James Benson ; Gitara prowadząca i rytmiczna oraz tylne wokale: Kelsey Roe ; Gitara prowadząca i rytmiczna, keyboard oraz tylne wokale: Alec Rozsa ; Gitara basowa: D. Todd Farnham ; Perkusja: Chris Piette
Wytwórnia: Transcending Records
Pozycja w dyskografii: 3
Najlepsze utwory: A Convocation of Spirits ; Euphorica
Zalety: ciężar ; bardzo dobra pierwsza połowa albumu
Wady: ledwie dość dobra druga połowa albumu ; obecność aż trzech utworów będącymi zwykłymi zapychaczami
Dodatkowy komentarz: Podobnie jak norweski Enslaved od kilku płyt, oni również w swojej muzyce łączą skrzeki z czystym wokalem (czasem się też trafią pojedyncze growle) przy czym tak jak muzyka Enslaved z czasem robi się lżejsza tak Amiensus wraz z kolejnymi albumami zwiększają ilość skrzeków kosztem cleanów. Kolejna różnica pomiędzy nimi polega na tym, że w Amiensus występuje też sporo elementów atmospheric black metalu a oprócz typowych dla metalu instrumentów od czasu do czasu trafiają się też smyczkowe. Pierwsze dwie płyty bardzo dobre, debiut mocno zróżnicowany, stawiający bardziej na lżejsze progresywne granie i klimat za to drugi krążek już zdecydowanie mocniejszy jednak nadal różnorodny i całkiem klimatyczny. Abreaction wypada niestety gorzej gdyż w trzech utworach za bardzo skoncentrowali się na cięższych elementach zapominając kompletnie o tym co zawsze było ich największymi zaletami przez co są one podobnych do siebie i nudne, a przy tym nawet nie są na tyle ciężkie aby zrównoważyć braki we wspomnianych klimacie i różnorodności. Album jest mocno nierówny i wyraźnie można go podzielić na lepszą pierwszą połowę zasługującą na ósemkę gdzie tylko jeden utwór nie jest dobry oraz na gorszą drugą połowę gdzie tylko jeden track jest naprawdę dobry, jeden niezły a dwa nieciekawe, część zasługującą najwyżej na trochę naciąganą szóstkę i stąd moja ocena czyli po prostu siódemka. Szkoda, że tak wyszło bo liczyłem na kontynuację bardzo wysokiej formy a skoro amerykanie nie mieli pomysłu na pełen, bardzo dobry krążek to mogli już wydać EPkę zawierającą tylko te najlepsze kawałki zamiast dorzucać jakieś zapychacze zaniżające ocenę. Ciekawostka: wokalista James Benson miał ostatnio wyjątkowo dużo pracy gdyż nowe płyty dwóch jego zespołów wydane zostały w prawie tym samym czasie: Chrome Waves 25 września a Amiensus 2 października.
Gatunek: Djent / Progressive Metalcore
Długość: 0:39:40
Data wydania: 06.03.2020r
Kraj: Szwecja
Język tekstów: angielski
Skład: Nie znalazłem o tym informacji.
Wytwórnia:
Pozycja w dyskografii: 1
Najlepsze utwory: Luftslottet ; Monochrome
Zalety: ciężar ; technika ; chwytliwość
Wady: schematyczność ; typowe brzmienie
Dodatkowy komentarz: Wykonują muzykę z pogranicza djent i progressive metalcore, pomimo iż pochodzą ze Szwecji to brzmią jak typowi amerykańscy i brytyjscy reprezentanci gatunku więc można by się pomylić. Myląca jest również okładka płyty z dopiskiem cyrylicą przez co można by ich również niesłusznie uznać za muzyków zza wschodniej granicy. Płyta dobra i przyjemna jednak wyższej oceny nie mogę dać we względu na wspomnianą już typowość brzmienia ze schematyczną budową utworów: polirytmiczne riffy przez większość płyty, czasami w zwrotkach zdarzają się też charakterystyczne, melodyjne metalcoreowe riffy, poza tym w zwrotkach najczęściej screamy a w refrenach czyste, typowo djentowe wokale. Jakby część utworów podorzucać do dawniejszych płyt takich kapel jak Periphery, TesseracT, Monuments czy Skyharbor to można by się nawet nie zorientować, że to kawałek kogoś innego. To jest niestety największa wada djentu: by go wykonywać trzeba się wpasować w pewne sztywne schematy przez co trudno stworzyć coś oryginalnego a zespoły go wykonujące szybko zaczynają eksperymentować i kierować swoją muzykę w inną stronę, najczęściej metalcore lub progressive metal.
Długość: 0:44:48
Data wydania: 02.10.2020r
Kraj: Norwegia
Język tekstów: angielski ; wstawki po norwesku
Skład: Główny wokal, gitara basowa, harfa ustna i elektronika: Grutle Kjellson ; Gitara prowadząca: Arve "Ice Dale" Isdal ; Gitara rytmiczna, tylne wokale oraz syntezatory: Ivar Bjørnson ; Perkusja, keyboard i czysty wokal: Iver Sandøy ; Keyboard i czysty wokal: Håkon Vinje
Pozycja w dyskografii: 15
Najlepsze utwory: Jettegryta ; Homebound
Zalety: ciężar ; sporo różnych wokali
Wady: nowy czysty wokal nie zawsze przekonuje ; ogólnie poziom muzyki trochę niższy niż na ostatnich trzech albumach
Dodatkowy komentarz: Enslaved to norweski gigant black metalu mający na koncie piętnaście płyt a ich debiut był wydany w 1994 roku. Podczas wielu lat na scenie skład ulegał drobnym zmianom jednak w efekcie nich obecnie, czyli 26 lat od ukazania się Vikingligr Veldi z pierwszej ekipy zostało tylko dwóch muzyków: Grutle Kjellson pełniący funkcję głównego wokalisty i basisty oraz Ivar Bjørnson odpowiadający za gitary, syntezator i tylne wokale. Sam styl zespołu również ulegał pewnym zmianom i tak przez pierwsze cztery płyty tworzyli bardziej czysty black metal z tekstami po norwesku, po czym od "Mardraum - Beyond the Within" dodali do swojej muzyki trochę elementów progresywnego metalu, z kolei od szóstej w kolejności Monumension przerzucili się na język angielski. Na ósmym albumie czyli Isa zatrudnili dodatkowego keyboardzistę, który odpowiadał również za czyste wokale, których jednak początkowo nie było za dużo. Większa zmiana przyszła na dziesiątej Vertebrae ponieważ ilość czystych wokali znacznie się zwiększyła a zespół już zdecydowanie przerzucił się na progressive black metal. Płytę temu wymienili tego muzyka od keyboarda i cleanów a na najnowszej wraz z zatrudnieniem nowego perkusisty doszedł im kolejny czysty wokal. Małe wyjaśnienie: źródła podają, że w początkowym okresie działalności mieli łączyć black metal z viking metalem przy czym viking metal to raczej taki sztuczny tag "worek" do którego są wrzucane wszystkie zespoły inspirujące się lub wykonujące folk metal z tekstami opowiadającymi o wikingach i innych średniowiecznych wojownikach a jak wiadomo gatunki opierających się na tekstach a nie brzmieniu trudno traktować poważnie więc w swoich opisach takich nie uznaję i nie biorę pod uwagę. Jeśli chodzi o pierwsze dziewięć płyt to dużo nie mogę o nich napisać gdyż jeszcze im się dokładniej nie przysłuchiwałem za to poziom muzyki od Vertebrae wahał się od wysokiego do bardzo wysokiego. Utgard wpasowuje się w to przy czym po dwóch krążkach na dziewiątkę zeszli do zwykłej siódemki, z powodu ostatnich zmian w składzie i tak jak przy skrzekach zespół brzmi jak dawniej tak przy cleanach, których to jest nawet trochę więcej niż ostatnio wokal po prostu nie zawsze przekonuje brzmiąc trochę drętwo. Przy zmianach składu często coś nie gra ale mam nadzieję, że przy następnej płycie jednak wrócą do bardzo dobrego grania a na chwilę obecną jest dobrze ale bez wybijania się ponad to.
39. Lethian Dreams "A Shadow of Memories" (7/10)
Gatunek: Atmospheric Doom Metal / Ethereal
Długość: 0:50:23
Data wydania: 25.09.2020r
Kraj: Francja
Język tekstów: angielski
Skład: Wokal, gitara prowadząca, rytmiczna, basowa i klasyczna oraz keyboard: Carline Van Roos ; Gitara prowadząca i rytmiczna oraz keyboard: Matthieu Sachs ; Perkusja: Pierre Bourguignon
Wytwórnia:
Pozycja w dyskografii: 4
Najlepsze utwory: Never Be Fund ; Tidal
Zalety: wokal Carline ; klimat
Wady: utwory są miejscami zbyt porozwlekane i podobne do siebie przez co trochę wieje monotonią.
Dodatkowy komentarz: Lethian Dreams to jeden z trzech projektów francuskiej multiinstrumentalistki Carline Van Roos przy czym pisząc o jednym nie da się nie wspomnieć o reszcie gdyż jedynie całość daje właściwy obraz jej twórczości pokazując w jaki sposób rozwija się jej muzyka. Projekt Remembrance to funeral doom metal, ciężki, posępny i wolny, na debiucie w zasadzie Carline ograniczyła się do instrumentów a warstwa wokalna to głównie męskie, niskie growle co się jednak zmieniło na kolejnych płytach gdzie oprócz growli występuje też trochę jej delikatnych partii wokalnych. W ten sposób następuje płynne przejście w debiut Lethian Dreams gdzie mamy już do czynienia z doom metalem w stylu Draconian czyli jest już nieco szybciej z podobną ilością męskich growli i kobiecych cleanów. Na drugim i trzecim krążku growli już nie ma a muzyka przechodzi z atmospheric doom metal a więc instrumentarium jest nadal metalowe jednak muzyka znacznie lżejsza i klimatyczniejsza z samymi delikatnymi kobiecymi wokalami. W międzyczasie jako poboczny projekt pojawia się projekt Aythis wykonujący już ethereal czyli klimat ten sam ale robi się wolniej i lżej a instrumenty typowe dla metalu zostają zastąpione klasycznymi z dodatkiem elektroniki w tle. Niby Aythis powstało już w 2007 roku czyli po pierwszej płycie Remembrance jednak stylistycznie brzmi jak kontynuacja Lethian Dreams. Zastanawiałem się dlaczego wokalistka zdecydowała się nagle po sześciu latach przerwy ożywić dawny projekt jednak szybko się zorientowałem o co musiało chodzić: A Shadow of Memories brzmi jak brakujące ogniwo ewolucji pomiędzy Lethian Dreams a Aythis. Muzyka na niej zawarta brzmi jak połączenie atmospheric doom metalu z ethereal a więc mamy tu wolny klimat, łagodne wokale, metalowe instrumenty, które jednak bardziej tworzą tło i tylko czasem wybijają się na pierwszy plan ale również typowe dla etheral klasyczne instrumenty oraz dodatek do tła w postaci elektroniki. Wyglądałoby na to, że Carline Van Roos już dawno temu wszystko sobie dobrze zaplanowała a dogrywając kolejne płyty z poszczególnymi projektami dokładała następny kawałek układanki tworzącej razem większą całość i ukazując kierunek rozwoju zauważalne nie przy słuchaniu ich rocznikowo tylko w kolejności Remembrance, Lethian Dreams, Aythis. Elementom jej dyskografii dawałem sporo ósemek, dziewiątek a nawet dziesiątki teraz jednak, na razie poprzestałem na siódemce gdyż ogólnie tradycyjnie brzmi dobrze i klimatycznie jednak utwory są miejscami zbyt porozwlekane i podobne do siebie przez co trochę wieje monotonią.
40. Frayle "1692" (7/10)
Gatunek: Stoner Doom Metal
Długość: 0:37:07
Data wydania: 14.02.2020r
Kraj: USA
Język tekstów: angielski
Skład: Wokal: Gwyn Strang ; Gitara prowadząca, rytmiczna i basowa oraz perkusja: Sean Bilovecky ; Gitara rytmiczna: Elliot Rosen ; Gitara basowa: Eric Mzik ; Perkusja: Pat Ginley
Wytwórnia: Aqualamb Records
Pozycja w dyskografii: 1
Najlepsze utwory: God of No Faith ; Burn
Zalety: klimat
Wady: Jak na gatunek utwory są trochę za krótkie ; dosyć typowe brzmienie
Dodatkowy komentarz: Najbardziej kojarzą mi się z kapelą Alunah czyli można tu znaleźć stonerowe brzmienie gitar jednak grają one wolno jak w doom metalu, same utwory są dość proste i krótkie a towarzyszy im łagodny kobiecy wokal. To tyle jeśli chodzi o muzykę, dodatkowo mogę tylko napisać, że ich wokalistka Gwyn Strang wygląda na uzależnioną od operacji plastycznych gdyż jej twarz jest wyjątkowo nienaturalna a nos, usta, policzki i broda zapewne były poprawiane przez chirurga. To oczywiście nie ma wpływy na samą muzykę a podałem to jako informacje dodatkową.
41. Obsidian Kingdom "Meat Machine" (7/10)
Gatunek: Progressive Metal / Post-Metal ; Post-Rock
Długość: 0:47:44
Data wydania: 25.09.2020r
Kraj: Hiszpania
Język tekstów: angielski
Wytwórnia: Season of Mist
Pozycja w dyskografii: 3
Najlepsze utwory: Naked Politics ; Meat Star
Zalety: ciężar ; złożoność i różnorodność utworów
Wady: nudne post-rockowe elementy
Dodatkowy komentarz: Zespół, miesza ze sobą progressive metal, black metal, post-metal i post-rock przy czym każdy album jest inny z powodu dobrania różnych dawek poszczególnych gatunków: na debiucie przeważał progressive black metal z post-metalem, na drugiej zdecydowanie post-rock a na nówce po równi progressive metal, post-metal i post-rock, za to zabrakło black metalu zamiast którego da się usłyszeć pewne naleciałości sludge metalu. Meat Machine jest najbardziej zróżnicowana i dynamiczna w dyskografii, do tego oprócz męskiego wokalu w postaci cleanów, screamów i lekkich growli, pojawił się też kobiecy łagodny głos. Jeżeli chodzi o poziom to też jest najbardziej nierówna a pomiędzy najlepszym a najgorszym utworem jest spora różnica: najgorszy Spanker przypomina te post-rockowe niewypały z poprzedniego krążka za to najlepszy, tytułowy Meat Star mocno kojarzy mi się z genialnym zespołem jakim jest The Ocean a więc ogólnie, podsumowując wychodzi siódemka.
Najlepszy na płycie: https://www.youtube.com/watch?v=zN8oeeBljwg&ab_channel=SeasonofMist
Gatunek: Progressive Metal / Punk Rock
Długość: 0:38:20
Data wydania: 01.10.2020r
Kraj: Szwajcaria
Język tekstów: angielski
Skład: Wokal i gitara basowa: Ales Campanelli ; Gitara prowadząca: Los Sebos ;Gitara rytmiczna: Bakdosh Puiatti ; Perkusja: Kevin Choiral
Wytwórnia:
Pozycja w dyskografii: 3
Najlepsze utwory: Five Orange Seeds ; The Cult of the Burning Star
Zalety: bogactwo brzmień czyli połączenie łagodności lekkiego metalu progresywnego z szybkością i energią punk rocka.
Wady: nie jestem fanem punk rocka więc jego zbytnie nagromadzenie w jednym miejscu uznaję za pewną wadę.
Dodatkowy komentarz: Zespół tworzy lekki progressive metal w stylu chociażby Leprous czy Voyager (ze środkowych płyt) jednak w odróżnieniu do nich jak i innych przedstawicieli gatunku tutaj można znaleźć wyraźne wpływy punk rocka, szczególnie w warstwie wokalnej. Na debiucie te punkowe inspiracje kojarzyły mi się z niemieckim punkiem ze specyficznym akcentem, wokalem czystym ale szorstkim i szybko śpiewanym, za to potem uległy pewnemu ściężeniu przechodząc w coś pomiędzy cleanem a screamem kojarząc się już miejscami bardziej z hardcore punkiem. Czyli z jednej strony mamy progresywne, lekkie, dość klimatyczne granie z łagodnym wokalem ale z drugiej punkową prostotę, szybkość i energię w połączeniu z core'owym wokalem i solówkami gitarowymi co czyni muzykę Szwajcarów mocno zróżnicowaną i dynamiczną. Nówka stylem i poziomem zbytnio nie odbiega od wcześniejszych pozycji w dyskografii (zresztą o różnicach zdążyłem wspomnieć) więc nie było sensu przy opisie koncentrować się jedynie na niej. Ciekawostka: wokalista Ales Campanelli oraz perkusista Kevin Choiral są byłymi członkami jednej z najbardziej znanych szwajcarskich kapel, Sybreed.
Bardziej progressive metalowo: https://www.youtube.com/watch?v=LpDFbgfQazc&ab_channel=TheErkonauts
Bardziej punk rockowo: https://www.youtube.com/watch?v=AOY_1hbO6Ag&ab_channel=TheErkonauts-Topic
Gatunek: Technical Death Metal
Długość: 0:36:07
Data wydania: 04.09.2020r
Kraj: Islandia
Język tekstów: angielski ; miejscami hiszpański
Skład: Wokal: Mario Infantes ; Gitara prowadząca i rytmiczna: Daniel Thor Hannesson, Kristján Jóhann Júlíusson ; Gitara basowa: Samúel Örn Böðvarsson ; Perkusja: Kjartan Harðarson
Pozycja w dyskografii: 1
Najlepsze utwory: Cosmic Maelstrom ; Atlas
Zalety: ciężar ; szybkość ; energia ; wokal zróżnicowany jak na gatunek
Wady: dosyć typowe brzmienie
Dodatkowy komentarz: Instrumentalnie brzmią dość typowo gatunkowo jednak wokalnie się bardziej wyróżniają dzięki dużej różnorodności growli, screamów a i od czasu do czasu usłyszeć można krótkie wstawki z czystym wokalem czyli nie na zasadzie "cały refren śpiewany cleanem" a raczej tak, że w utworach nieraz następuje spadek mocy wokalu a growl na chwile przechodzi w czysty i zaraz zmienia się z powrotem w growl lub scream (oczywiście miejscami zdarzają się wyjątki gdzie czystego w jednym miejscu jest trochę więcej). Ciekawostka: zespół pochodzi z Islandii ale teksty mają głównie po angielsku co akurat nie jest zaskoczeniem jednak dodatkowo miejscami da się usłyszeć również hiszpański co już jest dosyć oryginalne (a to za sprawą hiszpańskiego wokalisty). W utworach Profeta Paloma oraz Le Soupir Du Fantome poszli dalej i na dłuższą chwilę elektryczne gitary i perkusja milkną a zamiast nich pojawia się gitara klasyczna i jakieś specyficzne instrumenty a towarzyszy im lekkie podśpiewywanie (w sumie bardziej to jakieś zawodzenie) po hiszpańsku w przypadku pierwszego z nich i chyba włoskiego w przypadku drugiego (choć sam tytuł jest po francusku).
Gatunek: Symphonic Metal
Długość: 1:03:55
Data wydania: 23.10.2020r
Kraj: Niemcy
Język tekstów: angielski
Skład: Wokal (czysty) i pianino: Elina Siirala ; Wokal (growl) i Keyboard: Alexander Krull ; Gitara prowadząca, rytmiczna i basowa, mandolina oraz orkiestracja: Thorsten Bauer ; Gitara prowadząca i rytmiczna: Micki Richter ; Perkusja: Joris Nijenhuis
Wszyscy muzycy udzielają się również wokalnie w swoim chórze.
Wytwórnia: AFM Records
Płyt w dyskografii: 8
Najlepsze utwory: Black Butterfly ; War of Kings
Zalety: epickość ; metalowe podejście do metalu symfonicznego
Wady: przerost formy nad treścią: płyta jest za długa i ma za dużo utworów przez co się dłuży ; wokale Eliny nie zawsze przekonują
Dodatkowy komentarz: Ósma płyta zespołu a jednocześnie druga z nową wokalistką Eliną Siiralą, która zastąpiła Liv Kristine, współzałożycielkę i żonę growlera będącego również keyboardzistą Alexandra Krulla (dla przypomnienia: ten w 2017 roku wywalił żonę z kapeli gdyż stwierdził, że nie można dojść z nią do porozumienia ani prywatnie ani zawodowo). W zeszłym roku, pod sam jego koniec wydali EPkę Black Butterfly zawierającą trzy generalnie typowe w ich stylu utwory, przy czym praktycznie bez growli oraz niemieckojęzyczną wersję kolędy Cicha Noc, natomiast w tym zdecydowali się na nową, najdłuższą w dyskografii bo trwającą trochę ponad godzinę płytę, zawierającą aż czternaście utworów w tym trzy wzięte ze wspomnianej EPki (oprócz kolędy bo jeszcze nie czas na nie a swoją drogą wyszło na to, że wszyscy, którzy wydali na nią pieniądze zostali tak jakby oszukani). Tutaj pojawia się pierwsza wada czyli przerost formy nad treścią bo album szybko zaczyna się dłużyć i jak już chcieli aby miał ponad godzinę to powinni raczej dać mniej ale lepiej dopracowanych kawałków, tym czasem tylko jeden przekracza 10 minut (jednak jakoś średnio im wyszedł) a reszta ma około czterech. Za kolejną wadę muszę niestety uznać kobiecy wokal do którego ciągle nie mogę się w pełni przekonać... po prostu Elina Siirala ma w barwie głosu coś irytującego co szczególnie ujawnia się przy wolniejszych partiach wokalnych, natomiast przy szybszych jak i operowych śpiewach brzmi już lepiej choć i tak nie dorównuje swojej poprzedniczce czyli Liv Kristine (Elina prezentuje się lepiej od strony wizualnej jednak jak wiadomo w muzyce ważniejszy jest głos a ten Liv ma zwyczajnie lepszy). Na poprzedniej płycie muzyka zelżała, zrobiło się melodyjniej i donośniej a growli już praktycznie nie było i ogólnie muzyka zespołu bardziej zaczęła kojarzyć się z macierzystym bandem nowej wokalistki czyli Angel Nation, tym razem jednak zaczęli przypominać siebie z przeszłości a growli i nieco ciężej brzmiących, bardziej wyrazistych gitar jest już znowu więcej.
Gatunek: Death Metal
Długość: 0:43:04
Data wydania: 25:09.2020r
Kraj: Szwecja
Język tekstów: angielski
Skład: Wokal oraz gitara prowadząca i rytmiczna: Tomas Åkvik ; Gitara prowadząca i rytmiczna: Niklas "Nille" Sandin ; Gitara basowa: Joakim "Myre" Antman ; Perkusja i tylne wokale: Chris Barkensjö
Wytwórnia: Metal Blade Records
Pozycja w dyskografii: 3
Najlepsze utwory: Decay ; Funeral Anthem
Zalety: ciężar ; szybkość ; energia ; różnorodne i zrozumiałe wokale
Wady: dość typowe brzmienie
Dodatkowy komentarz: W sumie to dużo nie da się napisać bo to dość typowy death metal i kto coś słuchał z gatunku ten będzie wiedział czego się spodziewać. Może nie jest tak ciężki jak wiele kapel gdyż nie ma tu za dużo naprawdę niskich growli a do tego są pewne melodeathowe wstawki jednak skutecznie nadrabiają to energią i szybkością. Zaletą na pewno są różnorodne i zrozumiałe wokale co w tych rejonach muzycznych nie zawsze ma miejsce jak i to iż ich muzyka pomimo ciężaru i szybkości jest uporządkowana i nie ma tu mowy o chaotycznym, monotonnym graniu. Misanthropic Breed choć ogólnie dość dobre, wypada trochę gorzej od debiutu i sporo odstaje od najlepszej w dyskografii drugiej płyty czyli Carnage.
Data wydania: 29.08.2020r Kraj: RPA
Język tekstów: angielski
Skład: Wokal, gitara rytmiczna i pianino: Shaun Morgan ; Gitara prowadząca i tylne wokale: Corey Lowery ; Gitara basowa, gitara akustyczna i tylne wokale: Dale Stewart ; Perkusja: John Humphrey
Wytwórnia: Fantasy Records ; Concorde Music Group
Pozycja w dyskografii: 9
Najlepsze utwory: Dead And Done ; Beg
Zalety: chwytliwość ; całkiem przyjemna płyta do słuchania w przerwie pomiędzy cięższymi rzeczami gdyż wtedy relaksuje i wycisza
Wady: chwilami niedobory mocy ; występują utwory zapychacze
Dodatkowy komentarz: Moją przygodę z zespołem zacząłem od poprzedniego krążka czyli Poison The Parish a o wcześniejszych ich dokonaniach nie wiem zbyt dużo co być może jeszcze kiedyś nadrobię. W każdym razie na poprzedniczce alternatywnego metalu było w zasadzie tyle samo co hard rocka dzięki czemu muzyka chociaż generalnie lekka, miała w sobie trochę mocy. Tym razem jednak to hard rock przeważa co niestety odbiło się na mocy gitar i często zamiast wyrazistych riffów słychać jakieś delikatniejsze granie gdzieś w tle, za wokalem, który nieraz też wydaje się łagodniejszy niż ostatnio. Zdecydowanie najlepiej na płycie prezentują się te szybsze, energiczniejsze utwory gdzie alternative metal bardziej się wybija a i miejscami nawet lekkie screamy się w nich pojawiają. Do wad można zaliczyć też stawianie na ilość a nie jakość i tak wrzucili tu aż trzynaście utworów, których ilość można by spokojnie zmniejszyć gdyby pousuwać zbędne zapychacze.
Gatunek: Melodic Black Metal
Długość: 0:52:17
Data wydania: 23.10.2020r
Kraj: Niemcy
Język tekstów: angielski ; jeden utwór po niemiecku
Skład: Wokal: Öskur ; Gitara prowadząca, rytmiczna i basowa, keyboard oraz tylne wokale: Kenaz ; Gitara prowadząca i rytmiczna: J.S. ; Perkusja: Erik
Wytwórnia:
Pozycja w dyskografii: 1
Najlepsze utwory: Kneeling or Solitude ; I Am Enthropy
Zalety: ciężar ; klimat
Wady: dość typowe brzmienie ; schematyczność ; małe zróżnicowanie wokalu
Dodatkowy komentarz: Brzmią całkiem nieźle przy czym mało oryginalnie a przy częstszym słuchaniu dość szybko zaczynają przynudzać ze względu na dość schematyczne, podobne do siebie utwory. Tym czego tu brakuje są bardziej zróżnicowane wokale bo gdyby takie były to ocena na pewno byłaby wyższa jednak niestety spotkać tu można tylko praktycznie tak samo brzmiące skrzeki. Pod tym względem wyróżnia się jedyny niemieckojęzyczny a jednocześnie najdłuższy na płycie utwór Was Bleibt... w którym trafiają się bardziej różnorodne skrzeki chwilami podchodzące pod growl, takie bardziej przepełnione emocjami jak i nawet drobne ilości czystego wokalu w tle oraz inny utwór I Am Enthropy, gdzie dodatkowo trafiły się takie specyficzne wokale jakie często występują w sludge metalu, coś co jest niby czystym wokalem ale takim niskim, brudnym i donośnym. Ciekawostka: w pewnym momencie mieli chyba jakiś nieco inny pomysł na siebie gdyż w składzie była dodatkowa wokalistka, która jednak odeszła jeszcze przed wydaną w 2017 roku Epką. Ze składu jaki na niej mieli pozostało tylko dwóch muzyków: gitarzysta będącym jednym z założycieli J.S. oraz odpowiadający wtedy tylko za bas a teraz dodatkowo za gitarę prowadzącą i rytmiczną, keyboarda oraz tylne wokale Kenaz.
62. Deftones "Ohms" (6/10)
Data wydania: 25.09.2020r
Kraj: USA
Język tekstów: angielski
Skład: Wokal i gitara rytmiczna: Chino Moreno ; Gitara prowadząca: Stephen Carpenter ; Gitara basowa i tylne wokale: Sergio Vega ; Perkusja: Abe Cunningham ; Keyboard i sample: Frank Delgado
Pozycja w dyskografii: 9
Najlepsze utwory: Genesis ; The Spell of Mathematics
Zalety: charakterystyczny wokal Chino Moreno
Wady: wtórność ; niedobory cięższych elementów towarzyszące im już od Saturday Night Wrist
Dodatkowy komentarz: Deftones raczej nikomu przedstawiać nie trzeba bo to amerykański popularny gigant wykonujący początkowo nu metal, następnie jego mieszankę z alternative metalem aż doszli do samego alternatywnego metalu. Wokalista Chino Moreno ma bardzo charakterystyczny głos obok którego trudno przejść obojętnie i albo się go polubi albo wręcz przeciwnie, głos tak charakterystyczny, że łatwo rozpoznać po nim muzyka gdy np. wystąpi gdzieś gościnnie. Chino jest bardzo aktywny muzycznie i oprócz macierzystego bandu z którym wydał właśnie dziewiątą płytę ma też inne projekty takie jak Team Sleep, Palms oraz Crosses a także jak już wspominałem chętnie udziela się w utworach innych kapel. Wracając do Deftones to początkowo ich muzyka była cięższa i te pierwsze cztery płyty najbardziej przypadły mi do gustu potem jednak zaczęli łagodnieć a dodatkowo na poprzedniczce dało się wyczuć, że powoli kończą się pomysły na muzykę i po prostu zaczynają kopiować samych siebie dlatego też trochę obawiałem się tej najnowszej. Ohms... płyta dość specyficzna: obawy częściowo się potwierdziły bo nie ma tu nic nowego a pewne uczucie wtórności utrzymuje się od początku do końca przy czym kopiowane są pomysły z różnych wcześniejszych płyt jak i projektów wokalisty a więc ogólnie instrumentalnie jest dość lekko jak w późniejszym okresie twórczości kapeli, zdarzają się również ambientowe wstawki jak w Team Sleep czy Crosses jednak chwilami da się usłyszeć bardziej energetycznie grające, galopujące gitary przywodzące na myśl środkowe albumy. Wokalnie dominuje łagodne, bardzo charakterystyczne śpiewanie jednak też dość sporo jest tu takich lekkich, emocjonalnych screamów jakie można było usłyszeć np. na krążku Saturday Night Wrist. Czyli podsumowując nie ma tu niczego nowego ale przynajmniej wymieszali ze sobą sporo różnych elementów dzięki czemu odczucia wtórności i nudy nie są aż tak wyczuwalne jak na Gore przy czym muszę zaznaczyć iż nówce daleko do najlepszych pozycji w dyskografii.
Gatunek: Power Metal
Długość: 0:57:01
Data wydania: 21.08.2020r
Kraj: Kanada
Język tekstów: angielski
Skład: Wokal: Brittney Slayes ; Gitara prowadząca i rytmiczna oraz wokal (growl): Grant Truesdell, Andrew Saunders ; Perkusja: Scott Buchanan
Muzyk sesyjny: Gitara basowa: Ben Arscott
Wytwórnia: Napalm Records
Pozycja w dyskografii: 5
Zalety: od czasu do czasu szybka i energiczna praca instrumentów ; miejscami dobre wokale Brittney Slayes przypominające te z wcześniejszych płyt
Wady: wtórność ; miejscami nudne, mdłe, zbyt melodyjne dłużyzny ; ogólnie odczucie niższego poziomu niż dawniej
Dodatkowy komentarz: Zespół dość często modyfikował swoje brzmienie: najpierw tworzyli melodic death metal z elementami power metalu jednak na trzeciej płycie przerzucili się na mieszankę heavy i power metalu a melodeath stał się urozmaiceniem, na czwartej czyli poprzedniczce z kolei zdecydowanie dominował power metal i to samo kontynuują na nówce. Tym, co było stałe był wysoki poziom muzyki co niestety teraz się zmieniło: niby brzmi podobnie jak ostatnio ale jednak inaczej, jakby nie mieli za bardzo pomysłu na coś nowego, ciekawego więc postanowili skopiować samych siebie przez co czuć taką jakąś wtórność i chwilami byle jakoś, poza tym miejscami jest tak melodyjnie i monotonnie, że aż mdło. Miałem spore oczekiwania co do nich a tu niestety najgorsza płyta w dyskografii i spore tegoroczne rozczarowanie z tego wyszło.
73. Bring Me The Horizon "Post Human: Survival Horror" (5/10)
Gatunek: Alternative Metal
Długość: 0:32:11
Data wydania: 30.10.2020r
Kraj: Wielka Brytania
Język tekstów: angielski
Skład: Wokal: Oliver "Oli" Sykes ; Gitara: Lee Malia ; Gitara basowa: Matt Kean ; Perkusja: Matt Nicholls ; Keyboard: Jordan Fish
Wytwórnia: Columbia Records ; Sony Music ; RCA
Pozycja w dyskografii: 7
Najlepsze utwory: Dear Diary, ; Kingslayer
Zalety: wyczuwalny wyraźny posmak dawnego Bring Me The Horizon w postaci bardziej wyrazistych riffów, powrotu screamów a miejscami nawet growli
Wady: za dużo popu ; za dużo elektroniki
Dodatkowy komentarz: To co wydali Brytyjczycy zwykle traktowane jest jako EPka jednak znajduje się na niej aż 9 utworów a długość przekracza 30 minut więc spokojnie można to uznać za pełnoprawny album tym bardziej, że w niektórych gatunkach np. metalcore czy deathcore, krótkie płyty są dosyć częste a jednak nikt nie ma wątpliwości iż są one normalnymi długograjami. Zaczynali jako deathcoreowy band, w tym stylu wyszła EPka i pierwsza płyta. Później trochę złagodnieli wykonując już mieszankę deathcore i metalcore dodając na kolejnej pozycji w dyskografii trochę elektroniki. W ten sposób wytworzyli swój własny styl i choć wielu ich hejtowało to mi się podobało i ceniłem za ciekawe eksperymenty... po czym w 2015 roku wyszło That's The Spirit gdzie wyraźnie coś poszło nie tak gdyż zrezygnowali z wszystkiego co było cięższe w ich muzyce zastępując to jeszcze większą ilością elektroniki i prawie popowymi czystymi wokalami. W zeszłym roku wyszło Amo na którym stoczyli się jeszcze bardziej gdyż z wyrazistszych gitar i mocniejszych wokali w zasadzie nic nie zostało a to co zaczęli tworzyć można było określić jako przeżarty komerchą electropop z odrobiną alternative rocka, przez co z trudem dało się ich słuchać. Te poprzednie dwa niewypały otrzymały ode mnie kolejno oceny 4 i 3 zajmując bardzo odległe miejsca w moich rankingach (That's the Spirit przedostatnie, a Amo ostatnie) więc gdy dowiedziałem się, że planują znowu coś wypuścić zastanawiałem się czy dać im szansę... w sumie to miałem z nich zrezygnować ale już z sentymentu do kapeli zdecydowałem się jednak sprawdzić Post Human: Survival Horror. Nadal unosi się tu aura komerchy i bylejakości jednak miłym zaskoczeniem okazał się drobny powrót do wcześniejszego grania: Często z pomiędzy elektroniki na pierwszy plan wyraźnie wychodzą gitarowe riffy, czasem dość mięsiste a w warstwie wokalnej trafiło się dość sporo screamów a w jednym utworze nawet growle, za to refreny wprawdzie nadal bardzo lekkie i melodyjne jednak bardziej kojarzą się z późniejszym Linkin Park niż z typowym popem. Co do Linkin Park to pewne podobieństwo jest celowe co wokalista sam potwierdzał, do tego jeden utwór ma tytuł Itch For The Cure co jest ewidentnym nawiązaniem do kawałka Cure For The Itch z płyty "Hybrid Theory". Na nówce wystąpiło dość sporo gości: w dwóch utworach kapeli towarzyszą wokalistki Babymetal, w jednym wokalistki z debiutującej w tym roku grupy Nova Twins a w innych Amy Lee oraz YUNGBLUD. Podsumowując: Oczywiście Post Human: Survival Horror to zwykły średniak jednak w porównaniu z tym co wydawali w ostatnich latach, wypada dobrze i daje pewną nadzieję, że w przyszłości jeszcze wrócą do lepszej formy.
Gatunek: Nu Metal / Rap Metal
Długość: 0:43:44
Data wydania: 20.11.2020r
Kraj: USA
Język tekstów: angielski
Skład: Wokal: David Gunn ; Gitara: Andrew Beal ; Gitara basowa: Eugene Gill ; Perkusja: Andrew Workman
Wytwórnia:
Pozycja w dyskografii: 4
Najlepsze utwory: I Am the Enemy ; Hellhounds
Zalety: ciężar ; chwilami energia
Wady: sporo gadanych wokali ; sporo zapychaczy ; do utworów nieraz powstawiane jakieś zamulające momenty
Dodatkowy komentarz: Poprzedniczka wyszła w zeszłym roku i kiedy dowiedziałem się, że teraz coś nowego wypuszczają to początkowo podejrzewałem jakąś koncertówkę (ze względu na to Concerto w tytule) jakich w tym roku pełno wychodzi po to by artyści jakoś nadrobili straty spowodowane odwoływaniem tras koncertowych jednak okazało się to jednak być nową płytą. Styl zespołu początkowo przypominał bardziej Slipknot (jednak poziom King 810 wyraźnie niższy) przy czym tutaj cechą charakterystyczną jest to, że oprócz growli i cleanów są gadane, skandowane i rapowane wokale jednak potem, przy drugiej płycie zaczęli nieco eksperymentować a na trzeciej posunęli się z tym jeszcze dalej wychodząc poza ramy metalu mocno przy tym łagodniejąc. Teraz z kolei postanowili powrócić do tego od czego zaczynali, znowu jest ciężej ale niestety od razu da się zauważyć, że krążek został nagrany na siłę, bez konkretnych pomysłów na siebie przez co znalazło się tu sporo nudnych zapychaczy a te lepsze utwory i tak nie robią zbytniego wrażenia a z tłumu wyróżniają się może jeden czy dwa z nich.
Gatunek: Alternative Rock / Acoustic Rock
Długość: 0:50:59
Data wydania: 25.09.2020r
Kraj: Brazylia
Język tekstów: angielski ; hiszpański
Skład: Wokal, gitara klasyczna i pianino: Cristian Machado ; Gitara prowadząca i rytmiczna: Conrado Pesinato, Stephen Brewer ; Gitara basowa: Yunior Cabrera ; Perkusja: Oscar Santiago ; Skrzypce: Ali Bello
Pozycja w dyskografii: 1
Najlepsze utwory: Bring You Home ; Welcome to the Machine
Zalety: głos wokalisty ; dobry cover Pink Floyd
Wady: Utwory zbyt podobne do siebie ze względu na ubogą warstwę instrumentalną i takie same tempo ; Płyta z samymi balladami to jednak nie jest dobry pomysł
Dodatkowy komentarz: Debiutancki, solowy album brazylijskiego muzyka, znanego przede wszystkim z amerykańskiej, nu metalowej kapeli Ill Nino. W 2019 roku, w macierzystym bandzie doszło do jakiegoś rozłamu zakończonego odejściem aż czterech muzyków w tym wokalisty Cristiana Machado, który rozpoczął pracę nad solowym projektem oraz perkusisty Oscara Santiago, którym również do niego trafił. Zawsze lubiłem jego głos więc postanowiłem sprawdzić krążek i pierwsze co zwraca na siebie uwagę to fakt, że zawarta na nim muzyka jest kompletnie inna gdyż w klimatach alternative rock i acoustic rock. Niestety od razu uwagę zwracają typowe wady tych gatunków: alternative rock generalnie jest prosty i lekki przez co szybko zaczyna nudzić z kolei acoustic rock z powodu ubogiego instrumentarium w postaci głównie gitary klasycznej z ozdobnikami jest monotonny. Krótko pisząc na Hollywood Y Sycamore znalazło się dwanaście, prostych, lekkich, podobnych do siebie ballad wśród których trafiło się pięć coverów: "How Can I Live" i "Numb" autorstwa Ill Nino, Blame It On Me autorstwa Post Malone, Weed oryginalnie wykonywanego przez Life Of Agony oraz Welcome to the Machine wykonywanym przez Pink Floyd za to językowo większość jest po angielsku ale trafiły się też dwa utwory w całości po hiszpańsku i większa ilość w których ten język występuje w małej ilości. W zasadzie to główną zaletą jest sam wokal Cristiana oraz dobry cover Pink Floyd co po raz kolejny pokazuje, że może sam band nie jest jakiś specjalny (choć uważany za klasykę i przez wielu uwielbiany czego jakoś nigdy nie mogłem zrozumieć) to jednak mają pomysły na utwory dzięki czemu są doskonałą bazą do coverowania gdyż gdy zabierze się za nich dobry zespół to w zasadzie zawsze powstają z tego dobre rzeczy.
To już oficjalnie koniec kolejnego rocznego podsumowania, dziękuję za uwagę i dotrwanie do końca, choć zapewne jak to bywa gdzieś w bliższej czy dalszej przyszłości zapoznam jakieś albumy z 2020 roku, których nie miałem możliwości poznać w zeszłym roku ze względu na ich ogromną ilość, płyty które mogły być tak dobre iż zmieniłyby wygląd tej listy, może i jakieś zasługujące na 10/10, a jeżeli tak się stanie to możliwe, że będę go modyfikował na moim blogu. Teraz jednak przede wszystkim czas otworzyć się na nowy 2021 rok i całe bogactwo nowych płyt i zespołów jakie on zaoferuje. Przewidywania co do następnego zestawienia? Pewnie można się spodziewać, że zespoły wydające coś w 2018 i 2019 roku zrobią to również w 2021. Może jakiś zespół z przeszłości nagle powróci w wielkim stylu? Może poznam coś nowego genialnego? Czas pokaże co z tego wyjdzie przy czym oczywiście największą nadzieję pokładam w nowych płytach od zespołów, które w ostatnim czasie dostawały ode mnie maksymalne i tak np. już pod koniec stycznia wychodzi nowe Soen, które zwykle zajmuje wysokie miejsca w moich zestawieniach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz